Parlament Europejski dokręca klimatyczną śrubę

Parlament Europejski, głosami posłów zatwierdził plan redukcji emisji gazów cieplarnianych w krajach Unii Europejskiej o 55% do 2030 roku, porównaniu z poziomem w 1990 r. Systemem ETS, czyli uprawnień do emisji CO2 zostaną objęte transport lotniczy i morski, a wkrótce także transport drogowy i budownictwo.

Parlament Europejski przyjął we wtorek reformę unijnego systemu handlu emisjami, obejmującą transport lotniczy i morski, wprowadzenie ETS II dla paliw wykorzystywanych w transporcie drogowym i do ogrzewania budynków. Ich skutki ma łagodzić mechanizm dostosowywania cen na granicach oraz nowy Społeczny Fundusz Klimatyczny.

Za zaostrzeniem norm opowiedziało się 413 europosłów, przeciw było 167, parlamentarzystów, a 57 posłów wstrzymało się od głosu (PE liczy 705 posłów, w głosowaniu nie wzięło więc udziału 68 osób, ok. 10% składu). Tym samym Parlament Europejski przyjął reformę systemu handlu emisjami CO2. Jeżeli przepisy te zostaną zatwierdzone przez Radę Europejską, w której zasiadają szefowie rządów państw członkowskich, trafią do publikacji w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej.

System handlu emisjami (Emission Trandin Scheme), czyli ETS działa od blisko 20 lat, i jest wzorowany na chigagowskiej Chicago Climate Exchange, która zresztą upadła po kilku latach. Jest obecnie największy na świecie, choć UE odpowiada za ok. 10% światowych emisji, i ma w założeniu doprowadzić do zmniejszenia emisji przez energetykę konwencjonalną i przemysł energochłonny, które po wyczerpaniu puli darmowych uprawnień, zmuszane są do kupowania ich po cenach rynkowych (na giełdzie ICE w Londynie i EEX w Lipsku), podbijanych przez fundusze inwestycyjne. Alternatywą jest transformacja w kierunku OZE. Ale coraz większe wydatki na ETS pochłaniają budżety inwestycyjne. I koło się zamyka.

Uprawnienia do emisji CO2 UE kosztowały we wtorek ok. 94 euro za tonę, czyli blisko 5-krotnie więcej niż w kwietniu 2020 r. I to i tak nie był rekord. W lutym br. po raz pierwszy notowania osiągnęły poziom 100 euro.

I choć już 2011 r., analitycy szwajcarskiego banku UBS, zwracali uwagę, że mimo idących w setki miliardów kosztów wprowadzenia ETS dla europejskiej gospodarki, wpływ systemu na ograniczenie globalnych emisji jest minimalny (znaczna część energochłonnych i emisyjnych zakładów zostało przeniesionych poza UE), to Komisja Europejska, a w ślad za nią Parlament Europejski chcą dalej zaostrzać prawo klimatyczne.

Dla Fransa Timmermansa, wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej odpowiedzialnego za tzw. Zielony Ład, zreformowany ETS to kamień węgielny unijnej polityki klimatycznej.

 – „To bardzo skuteczny sposób na ograniczenie emisji. Wraz z coraz wyższą ceną emisji dwutlenku węgla, korzystanie z paliw kopalnych wiąże się z dodatkowymi kosztami” — powiedział po głosowaniu w PE.

Zdaniem krytyków, nowy ETS to żaden kamień węgielny (narożny),a ślepa ulica, która skończy się jak niemiecka Energiewende (transformacja energetyczna), opierająca się na OZE i gazie ziemnym, jako podstawie. Tym razem UE uzależni się od Chin, największego globalnego producenta pierwiastków ziem rzadkich wykorzystywanych do produkcji systemów bateryjnych do samochodów elektrycznych, i magazynów energii, czy elektrowni wiatrowych, a także dostawcy paneli fotowoltaicznych, co skończy się dyktatem i wzrostem cen, który wywróci do góry nogami rachunki brukselskich urzędników, i co gorsza zmarginalizuje pozycję UE w światowej gospodarce.

Warto przypomnieć, że w 2013 roku niemiecki rząd szacował, że koszty transformacji obejmujące nakłady na odnawialne źródła energii, rozwój technologii power-to-gas (umożliwiająca magazynowanie energii z OZE i jej uwalnianie w dogodnym momencie), modernizację sieci, dekarbonizację przemysłu czy na mogą wynieść około biliona euro do końca lat 30.

A koszty, zwłaszcza firm, a pośrednio odbiorców mogą wzrosnąć. Uchwalone we wtorek przepisy oznaczają bowiem, że sektory gospodarki już objęte tym systemem zostały zmuszone do 2030 roku, do obniżenia poziomu emisji gazów cieplarnianych o 62%, w porównaniu z poziomem z 2005 r. Co więcej od 2026 r. mają być stopniowo znoszone bezpłatne uprawnienia w systemie handlu emisjami (ETS), co potrwa do 2034 r., i pogorszy rentowność firm paliwowych, energochłonnych przedsiębiorstw, jak producenci nawozów sztucznych, szkła, cementu, hut metali i gospodarek opartych o energetykę węglową, jak np. Polska.

Do systemu ETS zostaną włączone transport morski i lotniczy, które nie musiały dotąd kupować coraz droższych uprawnień. Jako, że nie ma praktycznie zamienników dla paliwa lotniczego, oznaczać to będzie wzrost cen za bilety, a więc koniec tanich lotów, wakacyjnych, czy związanych z mobilnością pracowniczą. Obłożenie opłatami ETS transportu morskiego spowoduje zapewne wzrost cen frachtu, co odbije się na konkurencyjności eksportu.

Ma też obowiązywać nowy system handlu emisjami dotyczących paliw wykorzystywanych na potrzeby transportu drogowego i do ogrzewania budynków, tzw. ETS II. Komisja Europejska planuje wprowadzić opłaty od emisji gazów cieplarnianych z tych sektorów w 2027 roku lub w 2028 roku, jeżeli ceny energii byłyby wyjątkowo wysokie.

Aby uniknąć kolejnej fali ucieczek przemysłu poza UE, parlamentarzyści przyjęli także przepisy o nowym unijnym mechanizmie dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem CO2 (CBAM), który ma być wprowadzany stopniowo w latach 2026-2034, w miarę jak będą wycofywane bezpłatne uprawnienia do emisji w ETS. Nowy CBAM obejmie np. żelazo, stal, cement, aluminium, nawozy, energię elektryczną, a nawet wodór.

To pokazuje, które branże wpadną w najbliższych latach w tarapaty, jeśli nie zapewnią sobie zielonej energii na potrzeby procesów produkcyjnych. Systemem zostaną objęte w pewnych warunkach także emisje pośrednie. Importerzy wspomnianych towarów będą musieli zapłacić różnicę pomiędzy opłatą emisyjną w kraju produkcji a ceną uprawnień do emisji w unijnym ETS. Ma to podwyższyć poziom ambicji w dziedzinie ochrony klimatu na świecie.

Większość w PE przyjęła także porozumienie o utworzeniu unijnego Społecznego Funduszu Klimatycznego, z którego mają korzystać gospodarstwa domowe w trudnej sytuacji finansowej, mikroprzedsiębiorstwa i użytkownicy transportu, których szczególnie dotykać będzie ubóstwo energetyczne i transportowe (spowodowane zaostrzeniem przepisów uchwalonym przez tych samych europosłów – red.). Po pełnym wdrożeniu funduszu zasilać będą go wpływy z aukcji uprawnień do emisji do kwoty 65 mld euro. Dodatkowe 25% będzie pochodzić z zasobów krajowych (do szacunkowej kwoty 86,7 mld euro).

Tylko, że przepisy o SFK miałyby być uchwalone w 2026 r., a więc w kolejnej kadencji PE, a tymczasem zacieśnianie polityki klimatycznej dzieje się teraz, na naszych oczach, bo przepisy pewnie wejdą w życie jeszcze w tym półroczu.

t.brzezinski@cleanerenergy.pl

Columbus Energy zaoferuje Ukraińcom fotowoltaikę
19 kwietnia 2023
Tajemnice koncesji wydanych Qair Polska
19 kwietnia 2023