Stabilizacji cen gazu ziemnego na obecnych poziomach, nieco niższych od niedawnych rekordów, może zagrozić ostrzejsza niż obecnie spodziewana zima lub zwiększenie zapotrzebowania od największych globalnych konsumentów błękitnego paliwa – krajów azjatyckich, ocenia Adam Czorniej, zarządzający funduszami Skarbiec Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych (TFI).
„W tej chwili ceny gazu nieco spadły z rekordowych poziomów blisko 350 euro za 1 MWh, ale ceny będą wracać do wyższych poziomów. Przyczyny to wciąż niezaspokojone – i być może rosnące – potrzeby popytowe w Azji oraz to, że po zapełnieniu magazynów Europa będzie chciała utrzymać je na bezpiecznym poziomie, czyli bliżej obecnych 90 proc. niż 20 proc., do których mogłoby spaść ich zapełnienie do końca zimy, gdyby nie były uzupełniane. Kluczowe jest więc to, jaka po prostu będzie zima. Widzimy, że październik był bardzo ciepły i zużycie gazu było relatywnie niskie. To spowodowało obniżki cen, schłodziło rynek i ustabilizowało nastroje w krótkim terminie” – powiedział Czorniej.
Jak dodał, w przypadku nieco gorszych warunków atmosferycznych Europa może być zmuszona do powrotu do zwiększonych zakupów rynkowych. Jednocześnie dodatkowy popyt może być generowany ze strony odbiorców azjatyckich, którzy (głównie Chiny, Japonia i Korea Płd.) dotychczas odpowiadali za ok. 70 proc. globalnego popytu na gaz.
„Europa mogła dosyć łatwo kupić gaz amerykański m.in. dlatego, że z uwagi na obostrzenia covidowe w Chinach i spadek aktywności gospodarczej zapotrzebowanie w Chinach w III kwartale było relatywnie niskie. Te wolne sloty podażowe przeskoczyły do odbiorców europejskich, co zapobiegło wygenerowaniu wąskich gardeł. Bo gdyby Azja, w tym Chiny, brały tyle, co w analogicznym okresie w poprzednich latach, a jeszcze Europa jako nowy odbiorca pojawiłaby się na rynku, to pewnie ceny byłyby jeszcze wyższe” – powiedział.
Choć po bardzo wysokich cenach, Europa zapełniła swoje magazyny. Nie udało się tego w pełni zrobić Korei i Japonii. Z uwagi na bardzo szybko rosnące ceny – windowane przez Europę – część odbiorców azjatyckich postanowiła przeczekać.
„Wydaje się, że teraz, przy niższych cenach i przy spadku zainteresowania ze strony Europy, odbiorcy azjatyccy będą bardziej skłonni, żeby uzupełnić swoje magazyny. Jednocześnie nie wiadomo, jak w IV kwartale i w I kwartale przyszłego roku będzie się kształtował popyt i aktywność gospodarcza w Chinach. Może ona przyspieszyć w przypadku zdjęcia części obostrzeń covidowych” – mówi Czorniej.
„Jesienią Europa potrzebowała zakupić 15-20 proc. stanów magazynów. Natomiast jeżeli zima będzie mroźna i będą jakieś trudności w odbiorze czy przesyle gazu skroplonego z USA, to w przyszłym roku trzeba będzie dokupić go więcej. A to może mocniej oddziaływać na ceny” – dodaje.
Jego zdaniem nad Europą cały czas wiszą ryzyka akcji sabotażowych, takich jak odnotowane niedawno w przypadku Nord Stream 1.
„Gdyby podobne akcje sabotażu miały miejsce na terminalach odbioru gazu w Europie Zachodniej czy na infrastrukturze norweskiej, to byłyby to wydarzenia krytyczne, które mogłyby wywindować ceny gazu na nowe szczyty. Trzeba pamiętać, że Europa jest w stanie wojny z Rosją – wspieramy Ukrainę, przesyłamy broń, to się dzieje w sposób praktycznie jawny; pomagamy, jak możemy. Akcje sabotażu związane z atakiem na krytyczną infrastrukturę energetyczną w Europie są prawdopodobne” – zwraca uwagę Czorniej.
„Europa jest w tej chwili potężnie uzależniona od gazu płynącego z Norwegii i dostaw LNG z Ameryki. Czyli praktycznie cały kontynent musi być zasilany z dwóch stron. Jednocześnie wszystko to działa na maksymalnych mocach wytwórczych i tak naprawdę jakieś przestoje produkcyjne czy wąskie gardła mogą przewrócić do góry nogami całą układankę. Ta sytuacja do wiosny istotnie się nie zmieni” – podsumował.
Jednocześnie Czorniej wskazał na możliwość rozwiązania problemu gazu w perspektywie kilku lat.
„Przy wyższych cenach producenci gazu mogą być zainteresowani zawarciem kontraktów długoterminowych, co ustabilizowałoby rynek, zmniejszając liczbę transakcji spotowych. Z punktu widzenia producentów optymalnie byłoby podpisać umowy na 15 lat. Ale Europa do ok. 2030 r. będzie już posiadała wiele własnych, zielonych źródeł energii, dlatego wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wypracowanie kompromisu w postaci kontraktów na 6-8 lat” – zakończył zarządzający funduszami Skarbiec Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych (TFI).
(ISBnews)